Poszukiwanie wewnętrznego Światła, czyli jak odnaleźć Odwagę, by podążać własną Drogą odc.2

Poszukiwanie wewnętrznego Światła, czyli jak odnaleźć Odwagę, by podążać własną Drogą odc.2

„Życie, którego nie przeżywamy świadomie, nie jest nic warte.” {Sokrates}

„W bezkresie życia, w którym jestem, wszystko jest Doskonałe, Całkowite i Pełne. Przeszłość nie ma już władzy nade mną, ponieważ chcę się uczyć i zmieniać. Przeszłość traktuję jako niezbędną Drogę, która doprowadziła mnie do dnia dzisiejszego. Chcę zacząć od miejsca, w którym się teraz znajduję. po to, by posprzątać pokoje w moim psychicznym domu. Wiem, że nieważne jest, od czego zacznę, Więc zaczynam od małych i najłatwiejszych spraw. W ten sposób zobaczę szybko rezultaty. Jest rzeczą pasjonującą być w środku tej przygody, Ponieważ zdaję sobie sprawę, że tego szczególnego Doświadczenia nie będę przeżywał ponownie. Wszystko jest dobre w moim świecie. ” {Luise L. Hay}

W dzieciństwie często marzyłam. Lubiłam patrzeć nocą na gwieździste niebo i próbowałam wyczytać, co ono w sobie kryje. Razem z moją młodszą siostrą godzinami wymyślałyśmy przeróżne historie. Każdy obłok, każda chmurka i gwiazda coś nam mówiły. Każda z nas układała swoją opowieść i opowiadała. Czułyśmy się wtedy szczęśliwe, jakbyśmy zatrzymały czas. Tych chwil jednak było zbyt mało. Trzeba było przecież się uczyć, odrabiać lekcje i oczywiście niestety sprzątać według rozpiski mamy. Nie za bardzo nam się chciało, więc robiłyśmy wszystko, by nie sprzątać. Jak każde dzieci lubiłyśmy się bawić, ale sprzątanie? Mam starała się jak mogła wychować nas na porządnych ludzi. Tylko co to znaczy? Jako dziecko musisz słuchać dorosłych, to oni wyznaczają reguły i zasady, według których należy funkcjonować. Nie rozumiemy, dlaczego mamy w taki właśnie sposób postępować, robimy tak, bo nam każą. Tak naprawdę rodzice często nie pozwalają nam być tym, kim chcemy. Każde dziecko do trzeciego roku życia pamięta, po co przyszło i w jakim celu. Potem zapominamy, w czym skutecznie pomagają nam dorośli. Tak naprawdę możemy do końca życia być „uśpieni”. Zależy to od wielu czynników.

Kiedy już zaczynamy funkcjonować w świecie materii, mamy również do czynienia z religią. Każdy rodzi się w takiej rodzinie, o takim wyznaniu, jakie jest potrzebne danemu człowiekowi do rozwoju duchowego. Pierwszymi naszymi nauczycielami są nasi rodzice. To oni wprowadzają nas w świat duchowości, Boga, miłości do drugiego człowieka. Jako dzieci najwięcej uczymy się na przykładach. Nie jest ważne, co nam mówią, tylko, co robią. Moja przygoda i droga do Boga była kręta, prowadziła od chodzenia, bo tak trzeba poprzez niewiarę, aż do pełnego znalezienia i poczucia Miłości Bożej. Bóg jest Wszechobecny, Jego Miłość jest niewyczerpana. Każdy z Niej korzysta, nawet jeśli tego nie czuje. Bóg jest Miłością. Kocha nas. Jakkolwiek Go nazwiemy Jezus, Budda, Allach, Wyższa Inteligencja, Nieskończona Mądrość, i tak On jest Jeden. Jest całym Dobrem i niekończącym się oceanem Miłości. I Ty i ja jesteśmy każdego dnia obdarzani Tą Miłością. Tylko czy jesteśmy tego świadomi?

Warto tutaj dodać, że wybierając rodzinę, w której się fizycznie urodzimy, wpisujemy się w jej energetykę oraz w energetykę wszystkich przodków tej rodziny. Przyjmujemy wzorce nie tylko rodzinne, ale także społeczne, kulturowe, religijne, polityczne. Zyskujemy świadomość i mądrość rodową, która jest przekazywana z pokolenia na pokolenie. Otrzymujemy także zapis w nasze pole informacyjne dotyczący chorób, myśli, przekonań i emocji. Słyszymy od naszych rodziców lub dziadków twierdzenia w stylu: świat jest niebezpieczny, ludzie są źli lub możesz ufać ludziom. Każde ich powtórzenie dodaje im większej mocy, ponieważ poprzez koncentrację naszych myśli zasilamy je swoją energią i tym silniej zaczynają one na nas oddziaływać. Wkraczając w życie społeczności uczymy się także tego, że wyznawanie tych samych zasad moralnych to rodzinny kodeks postępowania, który jest siłą przewodnią towarzyszącą nam podczas rozwoju, dając nam poczucie godności i przynależności.

Siła rodowa i wszystkie związane z nią aspekty wpływają na nasz układ immunologiczny, kości, nogi i stopy. W sensie symbolicznym nasz układ odpornościowy jest dla naszego ciała fizycznego tym, czym siła plemienna dla grupy: chroni przed szkodliwymi wpływami z zewnątrz. Wspólnota, w której żyjemy aktywizuje także nasz proces myślenia. Każdy słyszał uogólnienia dotyczące ras i narodów, np. Niemcy lubią porządek. Słyszeliśmy opinie na temat Boga i innych prawideł, które obowiązują w naszym świecie, np. Bóg za złe karze a za dobre wynagradza; kto pod kim dołki kopie, ten sam w nie wpada; chłopaki nie płaczą, dzieci i ryby głosu nie mają itp. Carl Jung stwierdził kiedyś, że umysł zbiorowy jest „najniższą” formą świadomości, ponieważ jednostki biorące udział w negatywnych czynach grupowych rzadko albo w ogóle przyjmują odpowiedzialność za swoje działanie, bowiem niepisane prawo grupy głosi, że odpowiedzialność spoczywa na przywódcach, nie na członkach grupy. Ze względu na moc oddziaływania panujących powszechnie przekonań trudno im się przeciwstawić, ponieważ uczą nas od dziecka, byśmy podejmowali decyzje spotykające się z ogólną aprobatą. My chcemy przynależeć do rodziny, jakiejś grupy, z którą czujemy się dobrze, w której jesteśmy akceptowani, bo takie poczucie jedności umacnia nas, daje większą siłę i poczucie własnej mocy. To poczucie trwa jednak tak długo, jak długo dokonujemy wyborów akceptowanych przez grupę. Dziedziczone przez nas przekonania są mieszanką prawdy i fałszu, a proces rozwoju duchowego polega na tym, żebyśmy zachowali pozytywne wpływy wspólnoty, a odrzucali pozostałe. Nasza prawdziwa siła wzrasta, jeśli potrafimy wznieść się ponad sprzeczności przekazywane poprzez społeczeństwo i sięgnąć głębiej. Każdy nasz wzrost wpływa pozytywnie i podnosi energie nie tylko naszą, ale i całej grupy. Tak więc każdy przejaw i chęć poszukiwania prawdziwego siebie pozwala nam dokonywać wyborów i robić selekcję przekonań. W okresie tzw. „buntu” zaczynamy podważać wszystkie przekonania, prawdy i schematy, według których toczy się nasze życie. Przestajemy ślepo wierzyć, budzi się w nas chęć doświadczania, chcemy popełniać błędy i ponosić konsekwencje swoich decyzji.

            Siła rodowych wzorców jest bardzo silna, ale jeśli dusza zaplanowała poznanie Prawdy, w sercu będzie się tliła iskierka potrzeby Poznania. I tak właśnie było u mnie. Kiedy byłam mała myślałam, czułam, że nasze życie nie może się tak po prostu skończyć. Religia, w której się wychowałam uparcie twierdzi, że żyjemy tylko raz, ale to rodziło mój bunt wewnętrzny. Dodatkowo dręczyły mnie pytania, na które ani ja ani nikt inny nie potrafił udzielić odpowiedzi. Nie mogłam zrozumieć, że mamy tylko jedno życie, że kiedy umieramy, to idziemy do nieba albo do piekła. Ta wizja nie była dla mnie przekonywująca. Zawsze miałam poczucie, że to nie może się tak kończyć, że musi być coś jeszcze i że w końcu ja do tego dojdę. Była to kwestia, która bardzo mnie intrygowała i usilnie chciałam uzyskać odpowiedzi, ale one nie przychodziły. A raczej teraz już wiem, że przychodziły, tylko ja nie umiałam ich rozpoznać.

               W końcu przyszedł dzień, kiedy moja mama zabrała mnie na targi ezoteryczne. Tam po raz pierwszy zetknęłam się ze światem dusz, energii i z tym wszystkim, co było dla mnie bardzo fascynujące. A przede wszystkim zaczynało dawać odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Powoli zyskiwałam świadomość rzeczy, których nie uczyli mnie w szkole, ale gdzieś podskórnie czułam, że zawierają jakąś prawdę, która jest mi znana i tylko odkrywam ją na nowo. Nagle wiedziałam i pamiętałam rzeczy, o których dopiero co przeczytałam. Wtedy nie rozumiałam tego, tylko czytałam, czytałam, czytałam i pochłaniałam całą wiedzę. Uwielbiałam wyciszać umysł i nie myśleć o niczym. Wcześniej nie wyobrażałam sobie, aby nie myśleć. Zresztą rodzina skutecznie wpajała mi, że nie można być bezmyślnym. Chodziło tu o to, by mądrze kierować swoim postępowaniem, ale dla mnie był to znak, że ciągle muszę myśleć w każdej chwili. Zaczęłam dostrzegać więcej zjawisk wokół mnie, ale zastanawiałam się jak je zrozumieć, czy to, co czuję to jest właściwe, co jest prawdą a co moim wymysłem?

       Setki pytań lęgły się w mojej głowie robiąc mi większy chaos niż wcześniej miałam. Zaczęłam postrzegać umysł, jako wielki komputer, w którym jest mnóstwo wirusów, wobec czego komputer nie funkcjonuje właściwie. Rozpoczęłam pracę z afirmacjami i doceniłam siłę wizualizacji. Na początku trudno mi było ukierunkować myśli na określoną sytuację, a co dopiero wzbudzić w sobie entuzjazm dla rzeczy, o których moja świadomość wiedziała, że nie istnieją w rzeczywistości! Początki były trudne. Zawsze najpierw obiecywałam sobie, że będę pracować z jakąś konkretną sprawą, a zaraz robiłam sto innych rzeczy, bo nie miałam do tego cierpliwości. Poza tym moja racjonalna część umysłu krytykowała wszystko, o czym myślałam. Doszłam do wniosku, że łatwiej jest uwierzyć w coś negatywnego, niż w pozytywne stwierdzenia. Każda pozytywna afirmacja przychodziła mi z trudem a negatywna zjawiała się szybko wcale nieproszona. Postanowiłam, że się nie poddam, bo intuicja mówiła mi, że to jest właściwa droga do….. No właśnie, nie wiedziałam do czego, jednak czułam, że to dobry kierunek. Powoli oswajałam się z pracą nad przeprogramowaniem mojego osobistego komputera. Sporo wirusów się w nim zalęgło. Znalazłam jednak dobry antywirus: moje własne pozytywne myśli, które były coraz silniejsze i coraz bardziej wprawiały mnie w dobry nastrój. Zauważyłam, że ilekroć czułam zadowolenie z siebie, z dnia, z wykonania konkretnej pracy, tym lepiej szło mi z afirmacjami. W związku z tym doszłam do wniosku, że dobre samopoczucie gwarantuje więcej pozytywnych twierdzeń w mojej głowie. A i przekonania okazały się mniej twarde niż przedtem. Odtąd pisałam sobie różne pozytywne zdania na mniej lub bardziej konkretny temat na małych karteczkach i wkładałam je w różne miejsca tak, abym mogła często na nie patrzeć. Zainicjowałam tym samym długi proces wewnętrznej przemiany. Myślałam bardziej optymistycznie, każde negatywne twierdzenie zastępowałam dziesięcioma pozytywnymi.

            I w ten oto sposób trafiłam na kobiety, które w sposób znaczący rozszerzyły moją wiedzę na temat pozytywnego myślenia. A były to Luise L. Hay i Ewa Foley. Ich książki natchnęły mnie takim optymizmem, iż zaczęłam sama poszukiwać własnej drogi do siebie i do tego, co ukryte jest głęboko w środku. W miejscu, do którego nikt nie miał dostępu. Wszystkie pozytywne książki tak naprawdę mówią jedno, jakie są nasze myśli, takie jest nasze życie. Jednak z tej książki dowiedziałam się, że jakość naszych myśli, tego, co czujemy do siebie i innych znacząco wpływa na nasz stan zdrowia. Pomyślałam, że warto przyjrzeć się sobie. No i okazało się, że coś mi dolega. Na przykład, od kiedy pamiętam miałam alergię. Pytanie, na co lub na kogo? Poza innymi dolegliwościami jedna zwróciła moją uwagę, a mianowicie zaczęło mi szumieć w uszach. A więc nie słucham siebie. Tylko w czym? I tak zaczęłam zadawać mnóstwo pytań a odpowiedzi zaczęły spływać na mnie lawinowo.

              Wtedy znalazłam się na sesji, na której wszystko stało się jasne.  Jestem zrelaksowana a moja świadomość zawędrowała do momentu, w którym zobaczyłam siebie jako Indianina. Idę do kręgu, w którym siedzą już inni. Zostałam przyjęta do kręgu szamanów. Jestem taka podekscytowana, bo to wielki zaszczyt. Widzę jak inni szamani są pomalowani i ja także się tak maluję. Inni rozmawiają półgłosem i patrzą na mnie, jak im odpowiadam. Jednak główny szaman patrzy na mnie karcącym wzrokiem. Odczuwam satysfakcję, ale jego karcący wzrok jest mi znajomy…. W obecnym wcieleniu to moja mama. Karci nie, bo mam zachować spokój i słuchać uważnie. Jestem z nimi, ale nie mam zachowywać się jak nieokrzesany chłoptaś. Kiedy przesunęłam się dalej zobaczyłam krajobraz wojenny a ja nie mieszkam już w mojej wiosce. Mieszkam na odludziu wysoko w górach. Mam piękną żonę i synka. W obecnym wcieleniu to dusze, które są w mojej rodzinie. Mój syn chce być taki jak ja, a moja żona jest mi całkowicie oddana i akceptuje wszystkie moje decyzje. Kocha mnie bezwarunkowo. Patrzy na mnie tak, jak teraz patrzy na mnie obecny mój partner. Przesuwam się dalej i wiem, że zbliża się chwila mojej śmierci. Mówię do mojej żony i synka, żeby uciekali w dół do wioski. Ogarnia mnie żal i czuję wielką miłość do mojej żony. Ona wie, że już się więcej nie zobaczymy. Całuję ją na pożegnanie. Czuję zbliżających się wojowników z innego plemienia. Za chwilę zginę. Widzę ich czerwone twarze i czarne włosy. Kiedy już zostałem sam, zostaje ugodzony włócznią a potem poderżnęli mi gardło. Widzę tę scenę jako obserwator z góry. Nie czuję bólu. Z tego wcielenia płynie dla mnie nauka, aby słuchać uważnie i rozpoznawać znaki. Wszystko jest we mnie i każda informacja, jakiej pragnę jest we mnie. Ja wiem wszystko, czego potrzebuję.

     No właśnie, świadomość….. znaki…… Na mojej drodze poszukiwania wewnętrznego Światła był to przełom. Odtąd zaczęłam poszukiwać własnej Prawdy, Mojej Prawdy, by móc żyć w zgodzie z nią najlepiej, jak potrafię. Ty także możesz. Może potrzebujesz innych narzędzi, niż moje, ale wiedz, że jeśli posłuchasz Serca, odnajdziesz własną drogę do Prawdy. Twoje poczucie szczęścia, poczucie spełnienia i obfitości, to wszystko zależy tylko od Ciebie, a nie od czegoś na zewnątrz. Odczytując znaki i zyskując świadomość zyskujemy o wiele więcej- wybór. Dlatego zachęcam każdego do poznawania swojego wnętrza, do zadawania pytań i szukania odpowiedzi, a moje na tym etapie mojego życia brzmiało: po co przyszłam na ten świat? Kim jestem i dokąd zmierzam?…

c.d.n.

Z miłością przesyłam Światło Wszystkim i życzę Odwagi do poszukiwania odpowiedzi,  Zaufania do siebie i Akceptacji dla własnych wyborów.

Monika DOminiak

fot. internet

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *